Dzien wczorajszy uplynal pod haslem wyprawy na Cotopaxi (drugi na swiecie, co do wysokosci, czynny wulkan - prosze sobie wygooglowac ;-p), jaka urzadzila nam (wolontariuszkom) Hermana Pati. Oto kilka zdjec:
ale jak to w zyciu... lekko ni ma i trzeba wspinac sie pomalu
Poczatek wyprawy. Od lewej Nevena, Zrinka, Siostra Pati, Catarina i ja. W tle - Cotopaxi. Chwilowo za chmurami, wiec musicie mi wierzyc na slowo :)
proba osiagniecia szczytu jednym susem...
troche ponizej szczytu, na wysokosci 4864
Uff, zdjec jest sporo, ale dodaja sie w tak frustrujaco wolnym tempie, ze na razie nie dam rady...
Schodzac odmawialysmy wspolnie rozaniec w trzech jezykach - po hiszpansku, chorwacku i po polsku, a przed soba mialysmy na prawde zapierajace dech w piersiach widoki (ktorych nie zobaczycie, bo albo sie modlic, albo strzelac fotki... ;) ). Trudno mi sobie wyobrazic piekniejsze spedzanie Uroczystosci Chrystusa Krola Wszechswiata i konca roku liturgicznego...
Uff, zdjec jest sporo, ale dodaja sie w tak frustrujaco wolnym tempie, ze na razie nie dam rady...
Schodzac odmawialysmy wspolnie rozaniec w trzech jezykach - po hiszpansku, chorwacku i po polsku, a przed soba mialysmy na prawde zapierajace dech w piersiach widoki (ktorych nie zobaczycie, bo albo sie modlic, albo strzelac fotki... ;) ). Trudno mi sobie wyobrazic piekniejsze spedzanie Uroczystosci Chrystusa Krola Wszechswiata i konca roku liturgicznego...