poniedziałek, 24 listopada 2014

Hiszpanski bez zmian, ale na szczescie okazuje sie, ze komunikacji werbalnej, choc bardzo wazna i potrzebna - tez nie nalezy przeceniac. Podsunela mi wczoraj te mysl moja nowa przyjaciolka - Michelle lat cztery, ktora po krotkiej nieudanej probie porozumienia sie ze mna za pomoca slow, po prostu zaproponowala wspolne robienie glupich min, wydawanie dzikich odglosow i przytulanie sie. I rozumialysmy sie swietnie :)


Dzien wczorajszy uplynal pod haslem wyprawy na Cotopaxi (drugi na swiecie, co do wysokosci, czynny wulkan - prosze sobie wygooglowac ;-p), jaka urzadzila nam (wolontariuszkom) Hermana Pati. Oto kilka zdjec:








Poczatek wyprawy. Od lewej Nevena, Zrinka, Siostra Pati, Catarina i ja. W tle - Cotopaxi. Chwilowo za chmurami, wiec musicie mi wierzyc na slowo :)



proba osiagniecia szczytu jednym susem...




ale jak to w zyciu... lekko ni ma i trzeba wspinac sie pomalu


troche ponizej szczytu, na wysokosci 4864

Uff, zdjec jest sporo, ale dodaja sie w tak frustrujaco wolnym tempie, ze na razie nie dam rady...


Schodzac odmawialysmy wspolnie rozaniec w trzech jezykach - po hiszpansku, chorwacku i po polsku, a przed soba mialysmy na prawde zapierajace dech w piersiach widoki (ktorych nie zobaczycie, bo albo sie modlic, albo strzelac fotki... ;) ). Trudno mi sobie wyobrazic piekniejsze spedzanie Uroczystosci Chrystusa Krola Wszechswiata i konca roku liturgicznego...




6 komentarzy:

  1. Hurra! Wyczekany wpis!
    Zdjęcia super! Isiu pokonaj to frustrujące tempo, dla rzeszy ludzi śledzących z uwagą Twój blog. Pliiiiiss!
    Najbardziej podoba mi się "pogawędka" z Michelle!
    Mamo! Widzisz? Gdyby nie lata praktyki Isia nie nawiązałaby tej pierwszej, jakże ważnej nici porozumienia!
    Niech żyją głupie miny! Niech żyje ewangelizacja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapierające dech w piersiach widoki :)
    Aż się chce być w Ekwadorze

    Pozdrawiamy Isiu

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki tak ekspresywnej relacji naprawdę jesteśmy z Tobą ! Wierzyć się nie chce, że te głupie miny na coś się jednak przydały ! Mimo wszystko zostaniemy nadal sympatykami min uśmiechniętych.A w górach uważaj, bo można się poślizgnąć i w ogóle za wysoko nie wchodź ha ha. Z tego co piszesz córcia, oswajanie z Ekwadorem jest miłe. Oby tak dalej. Całusy, Rodzice

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Isia!!!!!
    super, że ta forma komunikacji działa! Dzięki Twojej wyprawie odkrywam co to znaczy "blogowanie":)
    ....aaaa jednak, ćwiczenia min przy choince nie poszły na marne!!!!! Byłam pewna, że to się w życiu przyda!
    Jak uda mi się zrzucić z Pawła telefonu ostatni filmik i zdjęcie, i jeszcze uda mi się go tu jakoś załączyć, to będzie kolejny dowód na niesamowitą więź krwi (już nawet Mati wie, że najlepsza zabawą są największe wygłupy i durne miny:))

    Gorąco pozdrawiamy i ściskamy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hola Dorotka,
    Równik, a tam widzę zimniej niż u nas :) Napisz proszę jeszcze raz w jakiej to miejscowości macie internat, bo nie pamiętam. Zobaczę na googlu. Patrz co tam potrzebujecie - to będziemy organizować.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń